Od paru dni, zaglądając na FB widzę to zdjęcie, co najmniej 3 lub 4 razy
podczas jednego tylko przewinięcia głównej strony Facebooka – tzw.
feed’u
„Powstańczy” mural z Łomianek to ewidentnie hit Internetu i
żywy przykład indolencji historycznej decydentów… oraz tych, którzy dla
nich pracują.
Niestety, ale uważam, że ten żenujący poziom wiedzy
historycznej młodego pokolenia (cholera, czy ja właśnie uznałem się za
to „starsze pokolenie”? Damn it! No cóż – tempus fugit i tego nie
zmienisz…), to w dużej mierze NASZA wina...
Ależ, dlaczego - zapyta jeden z drugim! Jak to moja wina? Ja się nie poczuwam…
Ano tak. Nikt nikogo za rękę nie złapał i nikt nikogo personalnie nie
obwinia, ale to, że obecna młodzież wie o naszej historii tylko to, co
wyczyta na kwejku i na demotywatorach, zobaczy na memach to efekt
naszego zaniedbania edukacyjnego sprzed kilku lat.
Paradoksalnie,
nawet za komuny (socjalizmu mniej lub bardziej realnego) – ustroju z
definicji internacjonalistycznego ogromna wagę przywiązywano do
wychowania patriotycznego, do kształtowania postaw obywatelskich.
Potem przyszła wolność, demokracja, a wkrótce po niej moda na
„integracje europejską”. Patriotyzm przestał być modny, wypadł z obiegu,
nauka historii przestała być potrzebna. Polacy tradycyjnie popadli z
jednej skrajności w druga. Przestano wywieszać flagi, zajęto się
robieniem biznesów i składaniem wniosków o dotacje europejskie…
przestano czytać książki, a w szkołach spadła ilość godzin historii…
nawet na uczelniach wyższych pojawiły się kierunki naukowe „Integracja
europejska”. Polskość nie była może w odwrocie, ale stanowczo przestała
być modna a już na pewni jej publiczne okazywanie i zainteresowanie
historia kraju stało się passe…
Jak jednak wszyscy wiemy - natura
nie znosi próżni i wkrótce brak oficjalnego zaangażowania w
kształtowanie postaw patriotycznych zastąpił ten nieoficjalny - drugiego
obiegu? Ułatwiło to pojawienie się takich narzędzi jak Neostrada, która
Internet z medium quasi-elitarnego sprowadziła pod przysłowiowe
strzechy. Globalna siec ze strumienia wymiany opinii wiadomości i
informacji stała się rynsztokiem, w którym obok złotych rybek i
diamentów płynęło i płynie całe gówno tego świata…
I właśnie z tego
rynsztoka zmuszeni byli czerpać wiedze przedstawiciele pokolenia, które
kilka lat temu wkroczyło w dorosłość… niektórzy nazywają ich
Millenialsami inni – tacy jak ja – Dziećmi Neo… to są właśnie ludzie, o
których edukacji zapomnieliśmy zajęci sobą, własnymi karierami i
wnioskami o dotacje… pierwsze pokolenie ludzi, których w całości niemal
wychował dany im na Gwiazdkę przez rodziców Internet… memy, demoty i
kwejki… o z nich czerpali i czerpią nadal wiedze o świecie i na nich
budowali i nadal budują swoje postawy, poglądy i opinie… Oni czuli
podświadomą potrzebę zdobycia tej wiedzy, ale nikt im jej nie miał czasu
przekazać…wiec zdobyli sobie ja sami … i mamy, co mamy… trudno się
potem dziwić, że powstają tak kretyńskie murale, a dzieciarnia nosi na
koszulkach, czapkach i kurtkach hasła naszywki i przekazy, których
genezy i znaczenia nie rozumie i nie zna… Bo i po co? Przecież Internet
akceptuje tylko to co chwytliwe… przyciągające wzrok i uwagę. Ważna jest
forma – treść już nie bardzo…
Efekty? Przykłady?
Młode –
dwudziestokilkuletnie małżeństwo podczas zwiedzania z kilkuletnim
synkiem muzeum na ORP Błyskawica nie potrafi wyjaśnić synowi co oznacza
skrót ORP…
Nastolatek spoglądający na wystawiony w gablocie mundur admirała Karwety rzuca "dowcipnie": Oj ktoś nie dbał o mundur...
Młody ociec oprowadzając synka po pikniku militarnym, z mądrą mina
mentora, na Rosomaka oraz na armatohaubice Dana mówi czołgi…
Sami sobie ich wychowaliśmy… a raczej wychował za nas Internet…