Taktyczna broda

Podobno jej posiadanie blisko czterokrotnie zwiększa
atrakcyjność w oczach płci przeciwnej, a jej głaskanie polepsza
koncentrację oraz podnosi pewność siebie. Podobno dzięki niej łatwiej
zlokalizować najbliższą górę, a rąbanie drzewa to pryszcz. Podobno Chuck
Norris nie byłby tym, kim jest, gdyby jej nie miał.
Brodę bardzo często wymienia się wśród cech charakterystycznych
muzułmanina. Wielu wyznawców islamu zapuszcza brodę, chcąc naśladować
swego proroka – Mahometa. Włosy z jego brody to przecież najcenniejsze
relikwie w tej religii. Trzy takie włosy przechowywane są na przykład w
relikwiarzu w Kopule na Skale. Pewien meczet w Indiach został wybudowany
tylko po to, by przechowywać w nim włosy z brody Mahometa. Bogobojni
muzułmanie, którzy chcą naśladować proroka, mają jednak problem. Nie
wiadomo bowiem, jak dokładnie wyglądał jego zarost. Stąd pojawiają się
różnice dotyczące wzorca muzułmańskiej brody. Talibowie na przykład
uważają, że zarostu nie należy golić. Dlatego też za ich panowania
Afgańczycy musieli zapuszczać długie brody. Z kolei Bractwo Muzułmańskie
zaleca swoim członkom noszenie eleganckiej, równo przyciętej bródki.
Po
brodzie (czy raczej stylu, w jakim została przycięta), można było
dawniej określić przynależność muzułmanina do danej grupy społecznej lub
religijnej. Współcześnie różnice te coraz bardziej się zacierają.
Noszenie brody uważane jest zwłaszcza wśród fundamentalistów za znak
ortodoksji i wyraz przynależności do wspólnoty muzułmańskiej.
Mieszkający w krajach Zachodu wyznawcy islamu często chcą w ten sposób
okazać swą odrębność i tożsamość religijną. Nie wszyscy jednak
muzułmanie noszą zarost, ponieważ – jak sami twierdzą – jej noszenie nie
jest wymagane przez Koran. Niektórzy obawiają się, że ktoś mógłby uznać
ich za ekstremistów i terrorystów, więc pozbywają się zarostu. Dzieje
się tak zwłaszcza w krajach, w których toczy się konflikt między władzą a
fundamentalistycznymi ugrupowaniami islamskimi. Wielu muzułmanów
mieszkających w krajach zachodnich rozstało się z brodą po wydarzeniach z
11 września 2001 roku.
Dlaczego żołnierze walczący z talibami
tak często noszą brody? Dlaczego, gdy myślimy o komandosach operujących w
górach Hindukuszu, mamy przed oczami brodacza z karabinem?
Wszystko
zaczęło się od amerykańskich żołnierzy wojsk specjalnych oraz
operatorów CIA SAD, których zadaniem było przeprowadzanie operacji
wywiadowczych, rozpoznanie czy wręcz współpraca z agentami wywiadu.
Broda ułatwiała im wtopienie się w tłum. Byli anonimowi wśród rzeszy
podobnych brodaczy. Czy dzięki zarostowi mieli oni większe poważanie
wśród miejscowych? Zapewne, chociaż wątpię, czy było to regułą. Co
prawda znane są przypadki, gdy przy spotkaniu ze starszyzną afgańskiej
wioski żołnierze bez zarostu byli witani jako ostatni. Czy to wynika
jednak z braku szacunku dla „ogolonych wojowników”? Myślę, że o wiele
większe znaczenie ma fakt, iż dla większości ludów żyjących na Dalekim
Wschodzie w takich spotkaniach niezmiernie istotną rolę odgrywa wiek
rozmówców. Na przykład w Korei do normy należy zapytanie interlokutora o
wiek, bo to, czy jest starszy czy młodszy warunkuje, jak będziemy się
do niego zwracać. Pozorne faworyzowanie więc brodaczy może wynikać z
założenia, że ci gładkolicy są po prostu młodzi i jako tacy powinni
czekać na swoją kolej.
Po Amerykanach w krajach islamskich
pojawili się komandosi innych krajów NATO i oni również szybko przyjęli
zwyczaj niegolenia się. Obowiązujące specjalsów złagodzone zasady
dotyczące wyglądu tylko to ułatwiały. Wchodziła więc tu w grę nie tylko
moda czy praktyka operacyjna, lecz także wygoda i lenistwo. O chęci
zrobienia na płci przeciwnej wrażenia prawdziwego mężczyzny, w
odróżnieniu od gładkolicych naśladowców młodego aktora Zaca Efrona, nie
wspomnę. Po operatorach wojsk specjalnych moda na nieregulaminowy zarost
trafiła do misjonarzy z wojsk regularnych, zwłaszcza z tzw. bojówki.
Nimi wbrew pozorom kierowała nie tyle chęć upodobnienia się do kolegów z
jednostek specjalnych, ile raczej potrzeba odróżnienia się w ten sposób
od tych, którzy misje spędzają głównie w bazach. Ot, taka demonstracja
przynależności do Indian. Jak im to wyróżnianie się na tle reszty
kontyngentu szło, to oczywiście zależało od tego, jak na to patrzyło
dowództwo i jak restrykcyjnie były przestrzegane regulaminy. Wojsk
regularnych przecież nie dotyczyły złagodzone przepisy o wyglądzie.
Po
pewnym czasie nawet ci, którzy przez całą zmianę nosa z bazy nie
wyściubiali, zaczynali hodować zarost. Ot, zawsze można było w domu się
pochwalić, że było się na misji „Indianinem”, albo nawet sprzedać
historyjkę o byciu jednym z „quiet professionals”. Sam słyszałem o co
najmniej kilku przypadkach internetowego „podrywu na specjalsa”.
Niektóre skuteczne, niektóre zabawne, niektóre po prostu żałosne. To
jednak już temat na kiedy indziej.
Narodziła się moda. Może nie
tyle narodziła, co odrodziła. Wiadomo przecież, że broda to nie
wynalazek operacji „Iraqi Freedom” czy operacji „Enduring Freedom”.
Brody noszono od zawsze. Nosili je wikingowie, rycerze, marynarze,
piraci, wreszcie partyzanci. Co prawda nie była ona wtedy postrzegana
jako element dekoracyjny, nie mówiło się o modzie. Była czymś normalnym,
naturalnym. To dopiero na tle „ogolonego i wydepilowanego” przełomu XX i
XXI wieku broda zaczęła być postrzegana jako coś niezwykłego i
egzotycznego. Ale właśnie ten powrót do korzeni to również jedna z
przyczyn popularności „taktycznej brody”.
Wojna, jak wszyscy
wiemy, wyzwala w ludziach różne instynkty. Jednym z nich jest silne
poczucie wspólnoty walczących żołnierzy. Poczucie przynależności do
kasty „wojowników”. Mówią o sobie bracia, noszą takie same wyróżniające
naszywki, niejednokrotnie nawiązujące do historycznych wojen i wypraw.
Od tego już bardzo mały krok do nawiązywania do właśnie wikingów i
krzyżowców (krzyż będący symbolem krucjat to dość popularna naszywka,
tak samo zresztą jak „pirackie” naszywki Calico Jack czy te ze Świętym
Michałem). Swojego czasu popularność w Internecie zdobyło nagraniem z
Afganistanu, na którym norwescy żołnierze batalionu Telemark wznoszą
okrzyk „Til Valhall”. Okrzyk wznoszony przez pradawnych wojowników,
zanim ruszyli do śmiertelnego boju. Wojna wyzwala w ludziach wiele
pierwotnych instynktów, a broda jest tylko jednym z tego przejawów.
Żyjemy
dziś w wielkiej globalnej wiosce, dlatego trend noszenia brody
błyskawicznie opanował cały świat. Wyszedł też daleko poza środowisko
żołnierskie, misyjne czy wojenne. Istnieje w tej chwili nawet
międzynarodowy klub posiadaczy „taktycznego owłosienia twarzy” –
Tactical Beard Owners Club (TBOC), którego powstanie zainspirowane
zostało właśnie brodatymi wojownikami z teatrów wojennych XXI wieku.
Warunkiem przystąpienia jest oczywiście posiadanie pełnego owłosienia
twarzy, ale ta broda nie może być zwyczajną brodą. To musi być broda
„taktyczna”. Oznacza to, że jej posiadacz musi mieć w swoim życiorysie
albo służbę wojskową, albo wykonywać pracę związaną z wojskiem lub
służbami mundurowymi. Członkiem TBOC może zostać także ktoś, kto
poświęca się związanemu z obronnością hobby. Jedno z haseł klubu głosi:
„Jeżeli spotkasz brodatego weterana wojennego, to go słuchaj i się ucz.
Bo broda to coś, co odróżnia mężczyzn od chłopców”.
Zdj. Scott Nelson/Getty Images
Fajnie napisane.Szkoda,że nie mam brody.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń