środa, 29 kwietnia 2020

Okularnik z DELTA FORCE


Mike Roger Vining urodził się w Greenville w stanie Michigan, 12 sierpnia 1950 roku.  Do wojska trafił zaraz po ukończeniu szkoły średniej w 1968, mając 18 lat.

Bezpośrednio po ukończeniu szkolenia podstawowego w Fort Knox w Kentucky skierowano go na Ammunition Renovation Course (wymagany przy służbie w magazynach amunicji i materiałów wybuchowych) w bazie Redstone Arsenal w Alabamie. Następnie Mike ukończył szkolenie saperskie w Indian Head,  w stanie Maryland i w maju 1969 roku zameldował się do służby w zespole zabezpieczenia technicznego w bazie Edgewood Arsenal (Maryland), gdzie zdobył m.in. uprawnienia do rozbrajania ładunków nuklearnych (Nuclear Weapons Disposal Course).

W 1970 roku jako, członek zespołu rozminowywania 99th Ordnance Detachment (EOD) trafil do Phuoc Vinh w Republice Wietnamu. Na wojnie w Wietnamie spędził 11 miesięcy i po powrocie do domu został w lutym 1971 roku z wszystkimi honorami zwolniony do cywila.

Ponownie zaciągnął się dwa lata później, w 1973 roku i dostał przydział do saperów w 63rd Ordnance Detachment (EOD), Fort Leonard Wood, Missouri.

W 1978 roku  zgłosił się na ochotnika do nowo formowanej jednostki – 1st Special Operations Detachment (Airborne) - Delta i jako absolwent pierwszego w historii The Unit, Operator Training Course (OTC-1), stał się jednym z  pierwszych członków Delta Force.

W Delcie, czyli jednostce która wówczas „nie istniała” służył do 1985 roku. Brał udział w nieudanej operacji odbicia amerykańskich zakładników w Iranie (Operacja Eagle Claw -  Orli Szpon lub Rice Bowl - Miska Ryżu) oraz w amerykańskiej interwencji na Grenadzie (Operacja Urgent Fury).

W 1985 roku trafił na Alaske do Fort Richardson, gdzie ponownie służył w zespole rozminowywania, a mianowicie w 176th Ordnance Detachment (EOD).

Do Delty powrócił w 1986 roku i został w niej do 1992 roku zaliczając miedzy innymi Operacje Pustynna Tarcza oraz Pustynna Burza. Lata 1992-1996 spędził w JSOC – Joint Special Operations Command zajmując się tam planowaniem
i koordynacją ćwiczeń jednostek specjalnych. Z małą przerwa, bo wrzesień i październik 1994 spędził na pokładzie lotniskowca US America (CV-66)
u wybrzeży Haiti (gdzie wówczas działał m.in. nasz GROM – Operacja Uphold Democracy), jako doradca Joint Special Operations Task Force.

 Jego ostatnim zadaniem w terenie była rola eksperta podczas dochodzenia w sprawie zamachu bombowego w Khobar w Arabii Saudyjskiej, w 1996 roku.

Odszedł ze służby 31 stycznia 1999 roku. Ma licencjat z socjologii, jest żonaty, ma 2 dzieci oraz sześcioro wnucząt. Mieszka w Colorado. 









 

 

poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Operacja" Pewna śmierć"

Na początku tego stulecia Sierra Leone było miejscem jakby żywcem wziętym z sennego koszmaru. Dziesięcioletnia wojna domowa zamieniła tę niegdyś bogatą brytyjską kolonię w krainę głodu, rozpaczy, bandytyzmu i odrąbanych kończyn. W rękach rządu znajdowała się tylko stolica Freetown. W dżungli poza miastem rządziły grupy rebeliantów. 
Jedna z nich nosiła nazwę West Side Boys.
W 1999 roku Rada Bezpieczeństwa ONZ postanowiła wysłać do Sierra Leone kontyngent wojskowy, którego trzon, z racji, iż była to kiedyś brytyjska kolonia stanowili Brytyjczycy. Po zabezpieczeniu Freetown oraz portu lotniczego Lungi
i ewakuacji obcokrajowców, kontyngent skupił się na szkoleniu i odtwarzaniu potencjału obronnego armii rządowej. Początkowo było to 6 tysięcy żołnierzy, potem liczba wzrosła do 13 tysięcy.
Dnia 25 sierpnia 2000 roku 12-osobowy brytyjski patrol Royal Irish Regiment pod dowództwem majora Alana Marshalla wpadł w zasadzkę przygotowaną przez West Side Boys. Trzy Land Rovery WMIK (Weapon Mounted Insatallation  Kit) z Brytyjczykami i towarzyszącym im sierraleońskim oficerem łącznikowym zostały otoczone przez kilkudziesięciu uzbrojonych po zęby bandytów. Major Marshall kazał swoim ludziom odłożyć broń. Bandyci poprowadzili ich przez dżunglę do swojej siedziby – wioski Geberi Bana.
Wiadomość o porwaniu żołnierzy szybko dotarła do Freetown, a stamtąd do Londynu. Powołany przez premiera Blaira sztab kryzysowy natychmiast zdecydował o wysłaniu do Sierra Leone kontyngentu sił specjalnych. W jego skład wchodziło 72 komandosów SAS (Szwadron D) i SBS oraz 90 żołnierzy z elitarnego 1. Pułku Spadochronowego.
Kiedy Brytyjczycy wylądowali w Freetown natychmiast przewieziono ich do jednej z baz poza miastem. Chodziło o to, by wiadomość o ich przybyciu nie dotarła do West Side Boys.
W tym samym czasie zakładnicy przechodzili piekło na ziemi. Byli non stop bici i torturowani, poddawani pozorowanym egzekucjom, pozbawiani snu i jedzenia. Najgorzej traktowany był sierraleoński porucznik Musa Bangura, którego bandyci uznali za zdrajcę. Trzymali go w dole kloacznym, z którego co jakiś czas był wyciągany i bity do nieprzytomności.
Po czterech dniach od porwania dowódca Royal Irish Regiment pułkownik Simon Fordham rozpoczął negocjacje z bandytami. Przywódca bandy – 24-letni Foday Kallay- tytułujący się stopniem  „brygadiera” zgodził się zwolnić pięciu zakładników w zamian za telefon satelitarny i trochę żywności. Przekazany telefon pozwolił później dokładnie namierzyć miejsce przebywania terrorystów. Niemniej człowiek podający się za rzecznika West Side Boys – niejaki „Pułkownik Kambodża” wydzwaniał potem z niego do BBC składając różnorakie żądania. Pułkownik Fordham zażądał również  spotkania z zakładnikami, by upewnić się, że żyją. Kiedy podał rękę jednemu z nich (był to kapitan Flaherty z łączności), żołnierz ukradkiem przekazał mu zwitek papieru. Była to dokładna mapa obozu z zaznaczonym miejscem przetrzymywania zakładników. Pułkownik Fordham po powrocie do Freetown natychmiast przekazał ją dowódcy komandosów.
Obóz rebeliantów składał się z dwóch części przedzielonych błotnistą i śmierdzącą rzeką o nazwie Rokel Creek. Właściwie były to dwie wioski o nazwach Magbeni i Geberi Bana. Zakładnicy byli przetrzymywani w Geberi Bana pełniącej funkcję kwatery głównej bandytów, podczas gdy Magbeni służyła im za koszary – tam pobudowali baraki, w których nocowali
Wkrótce dwa zespoły SBS na pontonach ruszyły rzeką Rokel  i po dwóch dniach dotarł do Magbeni. Zamaskowani zwiadowcy rozlokowali się w tropikalnym lesie dosłownie kilkanaście metrów od chat bandytów. Stamtąd na bieżąco informowali dowództwo o każdym ruchu West Side Boys..
Zakładnicy byli traktowani coraz gorzej. Istniało spore prawdopodobieństwo, że psychopaci wkrótce porąbią ich maczetami na kawałki.
Komandosi i spadochroniarze mając do dyspozycji dokładną mapę zbudowali w bazie wierne kopie wiosek Magbeni i Geberi Bana, gdzie bezustannie ćwiczyli wszystkie możliwe scenariusze ataku.
Dużym problemem było opracowanie sposobu dotarcia do nich. Do wiosek prowadziły wprawdzie dwie drogi, ale obie najeżone były posterunkami bandytów. Ryzyko dekonspiracji było zbyt duże. Kilkudziesięciokilometrowy marsz przez dżunglę również odpadał. Rozważano opcję dotarcia do celu za pomocą pontonów – okazało się jednak, że poziom wody w Rokel Creek o tej porze roku jest zbyt niski. Pozostał więc atak z powietrza.
Desant ze śmigłowców niósł ze sobą duże ryzyko. Zaalarmowani hukiem wirników bandyci mogli przecież w mgnieniu oka zastrzelić zakładników. Ponadto w ich arsenale były także granatniki, którymi mogli zestrzelić śmigłowce. Mimo to zdecydowano się podjąć ryzyko – zastosować taktykę shock and awe.
Gdy tylko Premier Tony Blair dał zielone światło do siłowego rozwiązania kryzysu, o godzinie 6:16 rano 10 września 2000 roku z lotniska w Freetown poderwało się siedem śmigłowców:
Trzy Chinooki HC2 z  RAF Special Forces 7 Squadron  - na pokładzie dwóch z nich byli komandosi SAS/SBS, trzeci wiózł wsparcie z 1 Paras (1 batalionu 1. Pułku Spadochronowego); trzy maszyny szturmowe Lynx Mk7 z 657. Squadron AAC uzbrojone m.in. w karabiny M134 minugun oraz należący do „sił lokalnych” Mi-24-Hind pilotowany przez południowoafrykańskiego najemnika Nealla Ellisa.
Dwa Chinooki zawisły nad Geberi Bana na wysokości kilkunastu metrów,
a komandosi SAS i SBS zjechali na ziemię na linach. Jednocześnie z dżungli wypadli zwiadowcy SBS i otoczyli chatę z zakładnikami.
W tym samym czasie trzeci Chinook ze spadochroniarzami wylądował na polanie kilkaset metrów za wioską Magbeni na drugim brzegu rzeki. Trzy śmigłowce Lynx oraz Mi-24 bezpardonowo otworzyły ogień do baraków, w których spali West Side Boys.
W Geberi Bana rozpętało się piekło. Przebudzeni bandyci wybiegali z chat z kałasznikowami w rękach prosto pod kule komandosów. Ci nawet nie celowali. To nie była walka – to była masakra. Żaden z bandytów nie prosił o litość i nikt im litości nie okazywał. Komandosi strzelali niemalże z przyłożenia. W kilku miejscach doszło do walki wręcz.
Na drugim brzegu rzeki śmigłowce szturmowe systematycznie równały z ziemią baraki bandytów. Kiedy skończyły, do Magbeni wkroczyli spadochroniarze, by dokończyć robotę.
Już w pierwszych minutach walki zakładnicy zostali wyciągnięci z chaty i przeniesieni na pokład jednego ze śmigłowców. Ten natychmiast wystartował i przewiózł sześciu Brytyjczyków i sierraleońskiego oficera na pokład HMS „Sir Percivale” zakotwiczonego w pobliżu Freetown, gdzie czekał na nich personel  medyczny z 16. RAMC - Royal Army Medical Corps  .
Czyszczenie obu wiosek z niedobitków West Side Boys trwało około godziny. Rannych zostało dwunastu Brytyjczyków. Najciężej ranny żołnierz SAS, Brian Tinnion zmarł po przewiezieniu do szpitala.
Na koniec żołnierze otrzymali niespodziewany bonus – spod zwału trupów w Geberi Bana wyciągnęli żywego przywódcę bandytów Fodaya Kallaya. Został przekazany rządowi Sierra Leone i obecnie odsiaduje wyrok 50 lat więzienia. Jeżeli jeszcze żyje…
Operacja „Barras”, nazwana przez uczestniczących w niej żołnierzy operacją „Pewna Śmierć” była największą pod względem zaangażowanych środków operacją uwolnienia zakładników w powojennej historii Wielkiej Brytanii.

Decyzyjnym rezultatem operacji było natomiast utworzenie kilka lat później jednostek zabezpieczających operacje specjalne  - SFSG (Special Forces Support Group).