sobota, 26 grudnia 2015

Historia Bohatera

Kapral Stefan Karaszewski

Urodził się 14 kwietnia 1915r. w Harbinie (miasto w Mandżurii północno-wschodnie Chiny). Ojciec Stefana – Stanisław, po odbyciu służby w wojsku rosyjskim, pozostał w Harbinie, gdzie podjął prace na kolei transsyberyjskiej prowadzącej do portu wojennego- Władywostoku.
Po zakończeniu I wojny światowej i odzyskaniu przez Polskę niepodległości rodzina Karaszewskich wróciła do kraju i zamieszkała w Tomaszowie Mazowieckim. Trudna sytuacja materialna rodziny spowodowana chorobą ojca, zmusiła Stefana po ukończeniu szkoły podstawowej do podjęcia pracy w fabryce włókienniczej.
Swoje zamiłowania żołnierskie Stefan realizował w Związku Strzeleckim „Strzelec”. Uczestniczył w szkoleniach, obozach i marszach. Ukończył z wyróżnieniem kursy przysposobienia wojskowego w Brzezinach. Służbę wojskową Stefan Karaszewski odbywał w 85 Pułku Strzelców Wileńskich w Nowowilejce w II kompani szkolnej karabinów maszynowych. W trakcie odbywania służby, 9 czerwca 1939r. zmarła Stefanowi kilkumiesięczna córka Alicja. Przybyły na pogrzeb córki Stefan, kiedy rozmowa zeszła na temat możliwości bliskiej wojny z Niemcami, wypowiedział słowa: „żywy się w ich ręce nie oddam”.
10 września 1939r. Stefan miał planowo zakończyć służbę i przejść do rezerwy. Jego matka Anna przesłała mu przekazem pocztowym z Tomaszowa Mazowieckiego pieniądze na podróż.
W związku z wybuchem wojny macierzysty pułk Stefana, którego pod koniec służby awansowano do stopnia kaprala, w składzie 19 Dywizji Piechoty miał przydział mobilizacyjny do Grupy Operacyjnej Kawalerii nr 1 armii „Prusy”. Zmobilizowany systemem alarmowym 24-26 sierpnia. Przywieziony transportem kolejowym do Łowicza, marszem pieszym dotarł do Piotrkowa Trybunalskiego. Walkę z Niemcami rozpoczął 5 września. Pułk zajął pozycję na południowej rubieży lasu między Moszczenicą a Piotrkowem Tryb. Drugi batalion, w którym służył Stefan Karaszewski, otrzymał rozkaz obrony zachodniej rubieży tego lasu.
W dniu 4 września linia frontu zbliżyła się do Moszczenicy. Niemcy pod Piotrkowem przerwali front i 85. pułk stanął w obliczu okrążenia. Stefan Karaszewski okopał się na łące przyległej do toru kolejowego po jego zachodniej stronie, w odległości około 80 metrów od toru i ponad 100 metrów od obecnych zabudowań Kosowa. Kilka metrów przed nim teren się podnosił lekko zasłaniając go od strony zachodniej. Cały teren wokół stanowiska i przyległa od północy droga były zaminowane przez Stefana i jego żołnierzy. Po zakończonych walkach rozbrojono na tym terenie ok. 600 min.
Kolumna czołgów niemieckich, która nadciągnęła od zachodu około godz. 14.30 od szosy Piotrków-Łódź liczyła ok. 60 czołgów. Niemcy jechali śmiało, nie widząc oporu. Gdy pierwsze czołgi wpadły na miny, Stefan zaatakował je ze swojego stanowiska. Według informacji świadka, Romana Ciszewskiego z walki zostało wyeliminowanych 11 czołgów, w tym 3 zostały zniszczone w bezpośrednim sąsiedztwie stanowiska kaprala Karaszewskiego i 2 dalsze bliżej wsi. 3 czołgi słabiej uszkodzone zostały po walce zholowane do dworu w Moszczenicy.
Przynajmniej 6 zniszczonych czołgów w bliskim sąsiedztwie Kosowa widział Mirosław Ciszewski (dalszy kuzyn Romana), który jako 16-letni chłopiec oglądał po walce pobojowisko.
Ta nierówna walka trwała ok. 2 godzin. Zginęło w niej 11-tu Niemców, w tym 2 na motocyklu. Stefan po wyczerpaniu amunicji i granatów, widząc okrążających go od południa Niemców, odbezpieczył ostatni granat, którego wybuch rozszarpał mu dolną część twarzy.
W czasie, gdy Stefan Karaszewski toczył bój z niemieckimi czołgami, zagrożony okrążeniem 85 pułk wycofał się lasami w kierunku wschodnim.
Po zakończeniu walki do Romana Ciszewskiego przyszła sąsiadka z wiadomością, że „kapral nie żyje”. Ciszewski zbliżył się do ciała i zauważył, m.in. rozszarpane gardło i prawe oko. Szukając czegoś, czym mógłby zabezpieczyć twarz, dla umożliwienia identyfikacji zwłok, zerwał materiał ze starego parasola wiszącego na płocie dróżnika i zawinął nim głowę Stefana Karaszewskiego, obowiązując wokół szyi. Po tym, z pomocą Władysława Patały, pogrzebał ciało w dole strzeleckim Stefana, w pośpiechu nie sprawdzając zawartości kieszeni. Grób Stefana został później zaopatrzony w drewniany krzyż i wieniec z jedliny. W czasie jesiennych deszczy, wspomniana już sąsiadka, zwróciła się do Romana ze słowami: „wasz kapral pływa”. Ciszewski udawszy się na łąkę stwierdził, że grób jest zalany, a wieniec pływa po wodzie. Woda obok mogiły była powyżej kolan. Zaczął odkopywać ciało, ale napływający do dołu piasek z wodą utrudniał dotarcie do zwłok.
Wówczas przynieśli wraz z dróżnikiem S. Janczakiem, na którego polu znajdował się grób, długie drągi i podważyli nimi ciało. Wydobyto ciało bez buta na jednej nodze, więc Ciszewski odgrzebał z mogiły brakujący but, chcąc, by tak zasłużony żołnierz był kompletnie ubrany. Przetrząsnęli przy tym kieszenie. W kieszeni spodni znalazła się legitymacja składana z fotografią, a w portmonetce w kształcie podkówki odcinek przekazu pieniężnego z adresem matki, jako nadawczyni. W tym czasie był w Moszczenicy mieszkaniec Tomaszowa Mazowieckiego – Mieszczankowski, który przekazał wiadomość matce. Ta przyjechała natychmiast, ale trudno jej było uwierzyć, że tu jest pochowany jej syn. Kiedy Ciszewski pokazał jej legitymację Stefana – zemdlała. Następnego dnia przyjechała z trumną na wozie. Ciszewski wraz z Janczakiem umieścili trumnę z ciałem na wozie. Tymczasem nieopodal stał żandarm niemiecki, starszy wiekiem, który pilnował robotników pracujących na torze. Gdy Ciszewski znalazł się z wozem na przejeździe, żandarm przywołał go i zapytał, kogo ekshumowano. Ciszewski odpowiedział mu po niemiecku, że jego stryjecznego brata. Żandarm go pochwalił i dał 25 marek. Ciszewski następnie udał się na posterunek miejscowej żandarmerii niemieckiej po zezwolenie na przewóz zwłok. Zastał tam zastępującego komendanta, mieszkańca Moszczenicy, Niemca Lewy’ego, który wydał mu bez wahania żądany dokument. Lewy, jak się później okazało, czuł się Polakiem i oddał duże usługi polskiemu podziemiu. Ciszewski odprowadził wóz ze zwłokami do Wolborza i stamtąd wrócił do Moszczenicy.
Mieszkańcy Moszczenicy m.in. Janczak oraz Roman Ciszewski twierdzili, że jakiś wyższy dowódca niemiecki w przemówieniu do żołnierzy podał imię Stefana Karaszewskiego jako przykład waleczności. Podobno również informacja na ten temat była w miejscowej prasie niemieckiej.
Stefana Karaszewskiego pochowano na Cmentarzu Katolickim w Tomaszowie Mazowieckim przy ul. Smutnej.
W kieszeni munduru miał książeczkę wojskową, z której wynikało, że został awansowany do stopnia plutonowego. W kieszeni miał też naszywkę plutonowego, której nie zdążył przytwierdzić do munduru oraz wykaz imienny dwudziestu podległych mu żołnierzy.
W listopadzie 1976r. mieszkaniec Moszczenicy – Eugeniusz Miksa, na granitowym głazie wykuł napis:
PAMIĘCI
STEFANA KARASZEWSKIEGO
POLEGŁEGO
W SAMOTNEJ WALCE
Z CZOŁGAMI NIEMIECKIMI
5-IX-1939r.
Na bocznej stronie głazu widnieje siedem spłaszczonych trójkątów, będących symbolami czołgów niemieckich zniszczonych przez Stefana Karaszewskiego i jedno kółko, jako symbol motocykla zniszczonego wraz z 2-osobową załogą. Stosowny głaz podarował proboszcz parafii. Głaz znajdował się przy dzwonnicy kościelnej. Po wykuciu głaz umieszczono w pobliżu miejsca walki Stefana Karaszewskiego przy domu dróżnika Stanisława Janczaka.
5 września 1978r. w rocznicę śmierci Stefana Karaszewskiego przy głazie upamiętniającym jego walkę i śmierć odbyło się uroczyste spotkanie harcerzy Drużyny Harcerskiej przy Szkole Podstawowej w Kosowie z siostrą Stefana Karaszewskiego – Marią Kobacką, stryjem – Władysławem Karaszewskim oraz dowódcą plutonu II kompanii karabinów maszynowych 85 Pułku Strzelców Wileńskich – kpt. Janem Hanka.
Po roku 1980, dzięki lokalnej społeczności, głaz osadzono na postumencie betonowym i ogrodzono.
Pomnikiem opiekują się harcerze 86 Piotrkowskiej Drużyny Harcerskiej „KNIEJA” im. Stefana Karaszewskiego.