czwartek, 27 listopada 2014

Motocykle są wszędzie

Jedzie człowiek, jak Bóg przykazał i prawo nakazuje, 50km/h drogą do pracy. 50km/h, gdyż jest to jedno z ulubionych miejsc biwakowych radiowozów NSW Police Force, a ja wychodzę z założenia, że dostać mandat dwa razy za to samo i to w tym samym miejscu to nie tyle głupota, co frajerstwo. Jadąc więc zgodnie z przepisami, stara się człek, aby jego motocykl inni uczestnicy ruchu widzieli. Światła drogowe włączone, wydech w myśl zasady "loud pipes save lives" wydaje z siebie ponad 100dB dźwięku towarzyszącego procesowi spalania benzyny w cylindrach silnika... Ufnym zatem, że mnie widzą i słyszą, że nikt mi drogi nie zajedzie, ani z tejże nie zepchnie.
Gdzie tam... chwilę później, jakiś zasłuchany w muzykę z iPoda "król szos" swoim białym Swiftem z bocznej uliczki prosto pod koła mi wyskakuje.
Hamulce, klakson, unik, wyminięcie po czym zatrzymanie motocykla przed samochodem w poprzek jezdni... Wyłączam silnik, teraz sobie pogadamy panie Hołowczyc... W życiu tak szybko, sprawnie i poprawnie wykonanego zawrócenia nie widziałem. Nie zdążyłem kasku odpiąć, a po Swifcie śladu nie było...