Rezerwa
Film ten
dedykuje wszystkim, którym wydaje się, że rezerwa to wąsaci Janusze, którzy
zaliczyli pobór w 1988 roku gdzieś na Mazurach - byli na 2-3 poligonach, a
resztę czasu upłynęło im na rejonach, ganianiu kociarstwa, piciu wódki oraz na
wartowni, ale do dziś paradują w multicamach i uważają, że stanowią "the
last line of defense".
Dedykuje
go także tym, którzy uważają WOT za weekendowych żołnierzyków i tym zdegustowanym faktem, że można iść do OT za 500pln miesięcznie.
Z natury jestem przekorną, wredną, czarna owcą, wiec nic dziwnego, że im większy hejt na
WOT leci, tym ja się bardziej do tego przekonuje... nie wiem tylko czy formuła
jest dobra (o tym się przekonamy wcześniej czy później), ale że sama OT jest
niezbędna to nie ulega wątpliwości. Bawi i wkurza mnie jednocześnie fakt, że
podstawowym zarzutem jaki jest przez „hejterów” podnoszony, jest to, że „terytorialsi” mają (a raczej mają…
mieć!) nowszy i lepszy sprzęt niż wojska
operacyjne – słowem zwykły chłopięcy foch o lepsze zabawki. Pewnie gdyby ten sprzęt najpierw trafił do słynnych starszych szeregowych z 12letnim stażem, to WOT byłby cacy i mógłby nawet na poligony Apaczami latać. Paradoksalnie, gdy NSR dostawał
blaszane hełmy, bechatki, opinacze i AKMSy wyprodukowane za Gomułki, to „operacjonalsi”
mieli przysłowiową bekę nazywając ich rekonstruktorami LWP. Teraz natomiast, jak
ktoś ma dostać coś nowszego, lepszego to już takiego śmiechu nie ma…
Wracając
jednak do sedna postu, do filmu.
Proszę
zwrócić uwagę na to, że każdy z tych chłopaków i dziewczyn jest kimś w
cywilu... kimś kto zarabia niezła kasę, a rezerwista jest z zupełnie innych
pobudek.
Rezerwa -
Army Reserve w Australii wygląda bowiem tak:
Standby
Reserve - rezerwiści w naszym tego słowa znaczeniu – żołnierze po zakończeniu
kontraktu w służbie czynnej – przez 5 lat po zakończeniu służby stanowią
rezerwę osobowa na wypadek czasu W. Bedą wówczas powołani na stanowiska tyłowe
i zabezpieczenia – szkoleń po zakończeniu służby czynnej nie przechodzą.
Active Reserve – ta dzieli się na Reserve
Response Force oraz High Readiness Reserve. Służba w tej pierwszej to minimum 20 dni w ciągu roku, a w drugiej
32 dni w roku. Oczywiście ilość tych dni może być zwiększona w szczególnych
sytuacjach nie więcej jednak niż do 100 dni w roku.
W ramach
Army Reserve funkcjonuje także cały regiment sił specjalnych (1st Commando
Regiment) – którego żołnierze w niczym nie ustępują swoim kolegom z 2nd CDO i
razem z nimi wchodzili w skład SOTG w Afganistanie.
Dla
porównania: pełny cykl szkolenia (szkolenia, nie służby!) żołnierzy WOT to 134
dni szkoleniowe w ciągu trzech lat. Australijska „unitarka” to około 88-90 dni.
Jak jeszcze istniała w Polsce ZSW, w swej ostatniej fazie trwająca 9 miesięcy,
żołnierz faktycznie szkolony był przez trzy miesiące (ok. 66 dni
szkoleniowych). Pozostałe 6 miesięcy to była służba przetykana ćwiczeniami i
strzelaninami podtrzymującymi nawyki. Wychodzi wiec na to, że od 2004 do 2010 roku gdyby
nie półroczne, dodatkowe przygotowanie w Centrum Przygotowań do Misji
Zagranicznych w Kielcach, to wysyłaliśmy
do Iraku i Afganistanu żołnierzy po 66 dniach szkolenia. Ciężko sobie jednak wyobrazić, aby niby
wyszkolone wówczas wojsko, w przypadku wojny, wysyłać przed skierowaniem na
front, do Kielc na doszkolenie. Ewentualną nawalę przeciwnika, w takim 2006 roku powstrzymać zatem mieli "operacyjni" z 60 dniowym przeszkoleniem... Powiecie, że w 2006 roku i tak żadna wojna by nie wybuchła? Gruzini w 2008 pewnie myśleli podobnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz