piątek, 24 listopada 2017
poniedziałek, 30 października 2017
Tekst, za który Facebook dal mi bana na 24h
#kangurzaperspektywa
Polska nie jest ani krajem Nowego Świata (gdzie każdy jest imigrantem, bo każdy
skądś przyjechał) ani krajem, który miał w przeszłości kolonie. Kraje
posiadające niegdyś kolonie miały dziesiątki jak nie setki lat (Brytyjczycy
siedzieli w Indiach i Pakistanie 400 lat!) na oswojenie się z
multikulturowością... Przez te lata rodzili się biali Brytyjczycy, którzy nigdy
nie byli w Wielkiej Brytanii - rodzili się i umierali w koloniach wśród
Hindusów, muzułmanów, Zulusów czy też Indian. Wojsko służyło w krajach
kolonialnych, niby u siebie, a jednak wśród obcych, często rdzenni mieszkańcy
kolonii za zasługi nadawane mieli przywileje i osiedlali się w kraju, który ich
skolonizował (Gurkhowie, hinduscy Pandici). Te procesy, a co za tym idzie, stopniowe
oswajanie się ze współistnieniem z innymi kulturami na wspólnej płaszczyźnie
jednej państwowości trwało lata.
Polska w tym czasie albo nie istniała, albo walczyła o zachowanie tożsamości narodowej i niepodległości. Nas te procesy ominęły. Mimo paru okazji i dużych chęci nie dorobiliśmy się własnych posiadłości zamorskich. Nie mieliśmy więc szansy na wykształcenie świadomości multikulturowej.
Zarówno za czasów I Rzeczypospolitej (tej Obojga Narodów), jak i w 20-leciu międzywojennym byliśmy krajem wielonarodowym, ale raz, że w okresie przedrozbiorowym nie istniało de facto coś takiego jak poczucie przynależności narodowej, a dwa, to w tej wielonarodowości nie było nigdy żadnej egzotyki (no może poza Żydami czy Tatarami). Ot, Białorusini, Niemcy, trochę Litwinów, Ukraińcy i Rosjanie – generalnie wspólny krąg kulturowy.
Po drugiej wojnie światowej natomiast, staliśmy się krajem niemal jednolitym etnicznie, a Żelazna Kurtyna i brak swobodnej możliwości podróżowania poza Blok Wschodni jeszcze tę jednolitość zabetonował izolując nas od wszelakiej egzotyki i kultur naprawdę odmiennych od naszej. Teraz każą nam w ciągu kilku lat zmienić mentalność społeczeństwa na taką, której wykształcenie krajom takim jak Francja, Anglia, Niemcy, Holandia, Portugalia czy Hiszpania zajęło stulecia. W Polsce mężczyzna w turbanie czy kobieta z nikabie lub burce nie tyle wzbudzi wrogość, co zwykłą ciekawość. Przecież jeszcze 10-12 lat temu ludzie oglądali się za murzynami na ulicy. Nie dlatego, że byli rasistami czy ksenofobami, ale dlatego, że murzyna to oni dotychczas w telewizji widzieli!
Po 1989 roku, a w szczególności
po wejściu naszego kraju do Unii sporo się zmieniło, Polacy na szerszą skale
zaczęli podróżować, emigrować, poznawać nowe kultury, jednak dla sporej części
społeczeństwa źródłem wiedzy o Islamie i muzułmanach (nie „muslimach”!) nadal
pozostają media – TV, prasa oraz Internet. A jaki obraz islamu przez ostatnie
lata przeważał w mediach? Zamachy terrorystyczne (11 września 2001, londyńskie metro, Madryt,
Paryż i wiele innych), rebelie, demonstracje zwolenników szariatu, sceny
egzekucji – obcinania głów, palenia żywcem, topienia. To przede wszystkim
pokazywano Polakom, jako współczesny Islam. Do tego dochodziły ofiary
śmiertelne oraz ranni żołnierze polskich misji wojskowych, misji, w których
walczyli z islamistami. Taki obraz „krwiożerczych” muzułmanów wykreowały w
Polsce zarówno media, jak i sami muzułmanie zarówno ci z rejonów objętych działaniami zbrojnymi, z
rejonów kontrolowanych przez talibów, al-Kaidę i Państwo Islamskie bojownicy
Proroka, jak i ci osiedleni już w krajach zachodnich emigranci, którzy nagle
postanowili zostać „samotnymi wilkami dżihadu”.
To właśnie dzięki nim i ich kreacji w mediach wyznawcy Allacha są dzisiaj w
kraju na Wisła odbierani i postrzegani tak a nie inaczej.
Chciałbym się mylić, ale od jakiegoś czasu mam wrażenie, że ogromna część społeczeństwa w mojej kochanej Ojczyźnie podświadomie lub z pełna premedytacja pragnie, aby ktoś – jakiś uchodźca/imigrant/ islamista/ciapaty (swoją droga skąd wyście wytrzasnęli to określenie?! Czy ludzie z Bilskiego Wschodu są w ciapki, żeby ich ciapatymi określać – co oni? Lamparty? Chorowaliście jak na plastyce w szkole kolory przerabiano?) Więc pragną oni– ci rodacy moi ukochani, aby ktoś z grupy określanej ww. określeniami wreszcie dokonał jakiegoś zbrodniczego czynu, gwałtu na osobie lub społeczeństwie polskim, akt terroru jakikolwiek na terenie Rzplitej popełnił. Aby mogli oni z pełną satysfakcja wykrzyczeć w mediach, skądinąd społecznościowych: „Azaliż czyż racji nie mieliśmy zawczasu przed ta hołotą bisurmańską ostrzegając?!” Z niecierpliwością na akt taki wyczekują i z satysfakcja opiewać go będą, gdy taki – opaczności nie dopuść – nastąpi. Widać to było chociażby po żalu, jaki spomiędzy wersetów pism zaangażowanych wyciekał, że sławetne Rimini, gdzie polska para nieopisanej tragedii doznała, gdzieś pod Ustką nie leży, bo z używania sobie nad jakimś kurortem we Włoszech, którego połowa pismaków niezależnych wskazać na mapie bez Googla nie potrafi satysfakcji żadnej a i kapitał propagandowy znikomy…
My wręcz czekamy na jakiś fundamentalistyczny zamach w naszym kraju… pragniemy go… chcemy pokazać jak to nasza młodzież światła i zdyscyplinowana z najazdem bisurmańskim sobie poradzi… husaria ortalionowa tupta z niecierpliwością, stópkami w glany obutymi przebiera, ręce na kijach baseballowych zaciska, a tu nic…kicha, pustka, smuta wielka… z żalu Hindusów bić zostaje, bo Syryjczyka ani widu ani słychu…
Jest tez jednak druga strona medalu – ci, którzy w każdym wypadku drogowym, pobitej żonie czy molestowanym mężu, zgwałconej dziewczynie czy zadźganym nożem chłopaku, okradzionej babci czy zamordowanym listonoszu – słowem w każdej ofierze każdej kryminalnej, bestialskiej i bandyckiej aktywności najniższych – rynsztokowych chciałoby się rzec, elementów społeczeństwa wypatrują białorasowej, inkwizycyjnej, nazistowskiej wręcz brutalności. Wyczekują wręcz aż jakiś rodzimy – biały przecież – a jak biały to zapewne katolik – zabije, zamorduje, zgwałci lub pobije… w sumie kogokolwiek byleby z jakimś pseudo patriotycznym okrzykiem na ustach,…bo to im z kolei da oręż w walce z tymi pierwszymi… ze to nie tylko „ci ciapaci,” ale nasi rdzenni narodowi też… i nie tylko „też”, ale może nawet „przede wszystkim”! Tak jak jak ci pierwsi szukają dowodu na racjonalność swoich rasowych lęków, tak ci drudzy doszukują się znamion terroryzmu w każdym wpisie do kroniki kryminalnej... I smutno się robi, gdy człowiek pomyśli, że obie te strony czekają w utęsknieniem na śmierć przypadkowych ludzi, aby móc dowieść swych racji…
sobota, 12 sierpnia 2017
Polska vs. Matka Natura
![]() |
Interia.pl |
W Suszku, w województwie
pomorskim przebywali harcerze z łódzkich okręgów ZHR, 140 dzieci i 30
opiekunów. Był to trzytygodniowy obóz; dzieci miały przebywać na nim do 16
sierpnia. W wyniku wczorajszych nawałnic obóz został zniszczony i odcięty od
świata przez tarasujące drogi drzewa. Drzewa zaczęły się przewracać na namioty,
została zarządzona szybka ewakuacja, odbywała się w bardzo trudnych warunkach, pomiędzy
spadającymi drzewami. Ekipy ratunkowe dotarły do obozowiska interia.pldopiero ok. 4 nad
ranem. Śmierć poniosło dwoje harcerzy w wieku 13 i 14 lat. Dzieci zmarły w
wyniku obrażeń doznanych w efekcie nawałnicy: przynajmniej jedno z nich
przygniotło drzewo, które upadło na namiot.
Oczywiście dzisiaj się zaczyna -
szukanie winnych szukanie kozłów ofiarnych.
Takie to, kuźwa, polskie!
Na całym bożym świecie, gdy
przychodzi naturalny kataklizm lub żywioł, to średnio ogarnięty zjadacz chleba
lub pobieracz zasiłku wie, że to w sumie niczyja wina, bo na to nie ma silnych
i odpornych
i w milczeniu Naród zabiera się do sprzątania strat, opłakiwania ofiar i zastanawiania, co poprawić w zabezpieczeniach żeby następnym razem było... mniej sprzątania i mniej ofiar.
i w milczeniu Naród zabiera się do sprzątania strat, opłakiwania ofiar i zastanawiania, co poprawić w zabezpieczeniach żeby następnym razem było... mniej sprzątania i mniej ofiar.
A Polacy się, kurwa, zaczynają
kłócić...
”A gdzie był WOT (jakby salwa z
MSBS-ów powstrzymała nawałnice!)”
„A czemu Szyszko jakiejś wycinki,
przecinki na drodze nawałnic nie zarządził, co by obalaniu drzew zapobiec?!”
„A czemu łuni w ogóle tam byli,
czemu nie słuchali Ekoradia w Lecie z Radiem - przecie zaleski mówił!"
Słowem „sami se byli winni i
powinni iść siedzieć :/ wszyscy! A najlepiej Tusk z Kaczyńskim, Kukuła z WOT i
pewnie jeszcze pogodynka z RMF FM...!
Bo tera, to panie oni z MOICH
podatków to będą sprzątać… MOICH! – To jest akurat mój ulubione stwierdzenie –
jakby bez podatków płaconych przez przeciętnego Janusza Internetu (z
pierdyliardem odliczeń, zwolnień ulg i zwrotów!) budżet się załamał…
Mam wrażenie, że gdybyśmy, jako
nacja, mieszkali na Florydzie, to po każdym huraganie byłyby wybory
parlamentarne zamiast akcji ratunkowej – bo przecież ktoś jest winien!
Byłem wczoraj w Trójmieście -
wieczorem - była piękna pogoda - oglądaliśmy Aerobaltic
w Gdyni. W drodze do Gdyni jak i
w drodze powrotnej z Gdyni, słuchałem radia - tak opowiadali o nawałnicach, ale
w łódzkim, w kujawsko- pomorskim w mazowieckim. Nic, powtarzam NIC o pomorskim.
Dopiero jadąc na południe Obwodnica Trójmiasta (ok. 23:30) widziałem błyski
daleko na południu - ale żadnego deszczu nawet żadnego wybitnego wiatru – ot,
widok burzy przechodzącej gdzieś w oddali... Jebło dopiero około północy w
Pruszczu Gd. - ulewa, wiatr, pioruny,
grzmoty, brak prądu. Jakoś nikt nas w komunikatach meteorologicznych nie
przestrzegał przed nawałnica w pomorskim, a już na pewno nie na Żuławach. Skąd
wiadomo jakie komunikaty były w Chojnicach?
I czy obozowisko w lesie w ogóle
miało dostęp do informacji w czasie rzeczywistym - może opierali się na własnej
obserwacji pogody - ja na takie obozowiska Internetu nie zabieram...
A nawet jeśli... to opowiem Wam
historyjkę z kraju innego - dalekiego.
W 2009 roku, w australijskim
stanie Victoria szalały pożary buszu, w których łącznię zginęło 173
osoby...tragedia na skale dotychczas w tym kraju niespotykaną... dlaczego do
tego doszło? Przecież pożar buszu to nic nowego w kraju Down Under…,
Busz palił się tak radośnie, tak
chętnie i tak szybko, bo jakiś czas wcześniej Partia Zielonych zablokowała
decyzje o kontrolowanym wypalaniu buszu przez Straż Pożarną, gdyż te operacje
zagrażały żywotności jakiegoś robaczka czy innej jaszczurki co to tam w tej
trawie żyła. Przypomina wam to coś? W rezultacie takiego zarządzania warunków
pogodowych oraz paru kretynów o
skłonnościach ludobójczych, ludzie płonęli żywcem w samochodach, bo ogień je
doganiał...
W marcu 2009 - już po tych
wydarzeniach miałem okazje być w miasteczku, które ogień dosłownie zjadł...
ludzi umarli - spłonęli w łóżkach, na schodach werand i w samochodach... pada
tutaj typowo polskie pytanie DLACZEGO I KTO ZAWINIŁ?! Otóż według wszelkich,
nowoczesnych komunikatów meteorologicznych, to miasteczko ogień miał ominąć i
to szerokim łukiem... wiec go nie ewakuowano... tylko, że matka natura
postanowiła te decyzje zmienić o jakiejś 3 nad ranem
i właśnie wtedy jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki wiatr zmienił kierunek i ogień skręcił... w
kierunku śpiącego miasteczka, a przy swojej prędkości był w stanie doganiać
uciekających ludzi - cholera nawet samochody doganiał...
Przyroda jest nieprzewidywalna...
w swym żywiole jest niepowstrzymana, a komunikaty meteo to jak reklama
totolotka w TV - wiesz, że będzie kumulacja ,ale gdzie i jaka to już dowiesz
się po czasie, że to ty jesteś przegranym….
piątek, 2 czerwca 2017
Rezerwa
Film ten dedykuje wszystkim, którym wydaje się, że rezerwa to wąsaci Janusze, którzy zaliczyli pobór w 1988 roku gdzieś na Mazurach - byli na 2-3 poligonach, a resztę czasu upłynęło im na rejonach, ganianiu kociarstwa, piciu wódki oraz na wartowni, ale do dziś paradują w multicamach i uważają, że stanowią "the last line of defense".
Dedykuje
go także tym, którzy uważają WOT za weekendowych żołnierzyków i tym zdegustowanym faktem, że można iść do OT za 500pln miesięcznie.
Z natury jestem przekorną, wredną, czarna owcą, wiec nic dziwnego, że im większy hejt na
WOT leci, tym ja się bardziej do tego przekonuje... nie wiem tylko czy formuła
jest dobra (o tym się przekonamy wcześniej czy później), ale że sama OT jest
niezbędna to nie ulega wątpliwości. Bawi i wkurza mnie jednocześnie fakt, że
podstawowym zarzutem jaki jest przez „hejterów” podnoszony, jest to, że „terytorialsi” mają (a raczej mają…
mieć!) nowszy i lepszy sprzęt niż wojska
operacyjne – słowem zwykły chłopięcy foch o lepsze zabawki. Pewnie gdyby ten sprzęt najpierw trafił do słynnych starszych szeregowych z 12letnim stażem, to WOT byłby cacy i mógłby nawet na poligony Apaczami latać. Paradoksalnie, gdy NSR dostawał
blaszane hełmy, bechatki, opinacze i AKMSy wyprodukowane za Gomułki, to „operacjonalsi”
mieli przysłowiową bekę nazywając ich rekonstruktorami LWP. Teraz natomiast, jak
ktoś ma dostać coś nowszego, lepszego to już takiego śmiechu nie ma…
Wracając jednak do sedna postu, do filmu.
Proszę zwrócić uwagę na to, że każdy z tych chłopaków i dziewczyn jest kimś w cywilu... kimś kto zarabia niezła kasę, a rezerwista jest z zupełnie innych pobudek.
Rezerwa - Army Reserve w Australii wygląda bowiem tak:
Standby Reserve - rezerwiści w naszym tego słowa znaczeniu – żołnierze po zakończeniu kontraktu w służbie czynnej – przez 5 lat po zakończeniu służby stanowią rezerwę osobowa na wypadek czasu W. Bedą wówczas powołani na stanowiska tyłowe i zabezpieczenia – szkoleń po zakończeniu służby czynnej nie przechodzą.
Active Reserve – ta dzieli się na Reserve Response Force oraz High Readiness Reserve. Służba w tej pierwszej to minimum 20 dni w ciągu roku, a w drugiej 32 dni w roku. Oczywiście ilość tych dni może być zwiększona w szczególnych sytuacjach nie więcej jednak niż do 100 dni w roku.
W ramach Army Reserve funkcjonuje także cały regiment sił specjalnych (1st Commando Regiment) – którego żołnierze w niczym nie ustępują swoim kolegom z 2nd CDO i razem z nimi wchodzili w skład SOTG w Afganistanie.
Dla
porównania: pełny cykl szkolenia (szkolenia, nie służby!) żołnierzy WOT to 134
dni szkoleniowe w ciągu trzech lat. Australijska „unitarka” to około 88-90 dni.
Jak jeszcze istniała w Polsce ZSW, w swej ostatniej fazie trwająca 9 miesięcy,
żołnierz faktycznie szkolony był przez trzy miesiące (ok. 66 dni
szkoleniowych). Pozostałe 6 miesięcy to była służba przetykana ćwiczeniami i
strzelaninami podtrzymującymi nawyki. Wychodzi wiec na to, że od 2004 do 2010 roku gdyby
nie półroczne, dodatkowe przygotowanie w Centrum Przygotowań do Misji
Zagranicznych w Kielcach, to wysyłaliśmy
do Iraku i Afganistanu żołnierzy po 66 dniach szkolenia. Ciężko sobie jednak wyobrazić, aby niby
wyszkolone wówczas wojsko, w przypadku wojny, wysyłać przed skierowaniem na
front, do Kielc na doszkolenie. Ewentualną nawalę przeciwnika, w takim 2006 roku powstrzymać zatem mieli "operacyjni" z 60 dniowym przeszkoleniem... Powiecie, że w 2006 roku i tak żadna wojna by nie wybuchła? Gruzini w 2008 pewnie myśleli podobnie.
Australian Army Reserve
poniedziałek, 2 stycznia 2017
Kebabowe wojny
Sonny Barger, guru i legenda klubu motocyklowego Hells Angels, w jednej ze swoich książek napisał: „każdy uważa się za twardziela do czasu, aż na takiego się nie natknie”. Tak też zapewne myślał o sobie 21-letni Daniel, gdy w sylwestrową noc postanowił sobie wziąć z ełckiego lokalu z kebabem dwie puszki Coca Coli. Wziąć znaczy ukraść. No bo któż jemu, gangsta of Ełk zabroni robić to, co chce? Przecież jest u siebie i żaden pracownik, a zwłaszcza ciapaty pracownik, kebeb-baru nie będzie mu mówił, za co ma płacić, a za co nie. Syndrom Miasta Prywatnego. Tym razem jednak jedna patologia trafiła na drugą, bardziej zdeterminowaną i bezwzględną. Chłopak za te dwie puszki zginął. Jakim by człowiekiem nie był, to szkoda młodego życia. Sprawca – Tunezyjczyk, a więc obcy, ciapaty, muslim, pewnie fundamentalista islamski, a może nawet terrorysta (w myśl starej prawdy: „bo każdy pijak, to złodziej”) okazał się gorszym bandytą od Daniela. Jako bandyta i morderca został aresztowany i pójdzie siedzieć. Nie za islam, nie za Allaha, nie za ISIS czy tam al-Kaide, ale za zabójstwo na tle napojowo-gastronomicznym. Tragedia, ale , czy tego chcemy, czy nie, to dziś jest tragedia jakich wiele. Ludzie giną w dzisiejszych czasach z a mniej… za 10pln w portfelu, starą komórkę w kieszeni, czy też za kolor szalika na szyi. Z tym że w świadomości ełckich zadymiarzy, którzy w związku ze śmiercią Daniela urządzili sobie zadymę pod Bogu (a może Allahowi) ducha winnym, pustym lokalem-taką warmińsko-mazurska wersje Ferguson funkcjonuje najwyraźniej paradygmat Kalego: jeżeli Polak zabija Polaka za 10pln, to jest ok, ale jak zabija go obcy, to już jest święta wojna.
Jeżeli już jednak idziemy tokiem myślenia tych, którzy walkę z fundamentalizmem islamskim rozpoczynają od demolki i butelkowego i ceglanego szturmu na szyby pustego lokalu gastronomicznego, jakby tam sie co najmniej Osama bin Laden zabarykadował, to dlaczego ci wojownicy / krzyżowcy/ mściciele (niepotrzebne skreślić) nie idą pod areszt, w którym przetrzymywany jest faktyczny sprawca tragedii? W końcu instytucja linczu została wymyślona w kulturze zachodniej... nawet dzikozachodniej, że tak powiem.
Reasumując. Jeżeli
już mam zginąć zadźgany nożem na ulicy to chyba wolę, żeby zabił mnie ciapaty,
bo przynajmniej zostanę pomszczony lub chociaż upamiętniony, a jak
zabije mnie najebany Polak, to pies z kulawą nogą nie machnie w mojej
sprawie ogonem. A wydawałoby się, że morderstwo jest morderstwem…
Kiedyś, na słynących z bijatyk, wiejskich zabawach, gdy dwie sąsiednie
wsie brały się za łby, ogłaszano: „Obce narody won, tu się bawią sami
swoi”. Najwyraźniej ta zasada wciąż obowiązuje. Nawalanie się we własnym
piekiełku jest ok, ale niech tylko ktoś się wtrąci.
Swoją drogą, to gdyby taki Daniel wlazł mi do sklepu i zajumał
dwie puszki Coli to sam by go pogonił… nie z nożem, nie żeby zabić-no
ale ja nie jestem (chyba) patologia, ale zdrowo bym się na takiego
prowincjonalnego rekietiera wkur...
zdenerwował. Zresztą… daleko szukać. W supermarkecie, w którym
pracowałem w Sydney, ja oraz paru innych Polaków – emigrantów- pewnego
wieczoru młody Australijczyk (biały Australijczyk!) ukradł tabliczkę
czekolady. Chciał ją wynieść pod bluzą, ale zdemaskowany przy kasie po
prostu uciekł… i wiecie co? Kolega, Polak – pracownik sklepu, jako
jedyny wybiegł za nim i gonił go przez pół dzielnicy. Reszta pracowników
miała w nosie tabliczkę czekolady za $2,99.
Na szczęście kolega nie miał noża kuchennego przy sobie, a jedynie tępy
jak nasza klasa polityczna otwieracz do kartonów. Złodziej tabliczki
czekolady przeżył.
Wydarzenia z Ełku oraz parę innych z ostatniego
roku czy dwóch skłoniły mnie jednak do pewnego przemyślenia. Mam
wrażenie, że w naszym Narodzie — a przynajmniej w pewnych jego grupach
społecznych panuje niezwykłe napięcie, poziom adrenaliny sięga Giewontu,
a nasza młodzież wręcz usycha z braku wroga. Mówiąc wprost, szukają
konfliktu i to konfliktu na szeroką skalę. Był przecież czas, że wrogość
wobec Rosji była tak ogromna, że gdyby pijany ruski pogranicznik z
okazji Dnia Pabiedy puścił serię ze służbowego kałasza na wiwat zbyt blisko polskiej granicy, to w 12h
zorganizowaliby pospolite ruszenie, w Górach Świętokrzyskich tworzyliby
partyzantkę i planowali wysadzanie torów kolejowych Linii Hutniczo Siarkowej — bo szerokie więc pewnie ruskie!
Teraz z kolei wrogiem publicznym nr 1 stali się muzułmanie – z angielska (bo to brzmi światowo) zwani "muslimami:.
Nieważne, że w Polsce ich niewielu, nieważne, że 70% polskiego
społeczeństwa muzułmanina, to jedynie w TV widziało, z czego połowa w
filmie "Lawrence z Arabii". Kwiat naszej młodzieży tak bardzo chce bronić kultury
zachodniej i środkowoeuropejskiej przed hordami islamistów, tak bardzo
bohaterskie czyny w obronie Ojczyzny chce popełniać, a tu dupa… trzeba
na 7:00 do roboty wstawać, a z czynów bohaterskich, to można se najwyżej
cegłówka w kebaba rzucić. Zaraz oczywiście po tym, jak się w nim coś
zje.
Namiętnie szukamy wroga, szukamy kogoś, komu, by spuścić
łomot lub od kogo takowy dostać. Żeby znowu poczuć się zjednoczonym
silnym Narodem z husarią w herbie… pokój, spokój i codzienność nas
niszczy, dzieli i skołtunia.
Obyśmy sobie tylko nie wykrakali.
Na koniec wróćmy jeszcze do wydarzeń w
Ełku. Odwróćmy na chwilę sytuację. Do baru, w którym pracuje w
sylwestrową noc, biedny Daniel, który dorabia sobie w ten sposób do
czesnego na studiach, wchodzi dwóch Tunezyjczyków, którzy kradną mu dwie
puszki Coca
Coli. Zdesperowany, bo jeszcze szef go zwolni za to, że pozwala sobie
kraść towar, albo z wrodzonego poczucia sprawiedliwości, nabytego
poczucia gniewu lub frustracji, nasz Daniel goni ciapatych,
dopada i w szamotaninie jednego z nich zabija… co mamy na nagłówkach
tych samych gazet i portali, które dziś robią ze złodzieja męczennika,
pospolitego bandyty terrorystę a z puszki Coca Coli święta wojnę z Islamem?
Jak myślicie?
Ja
wiem, że Polak dobrze dogaduje się z drugim Polakiem jedynie w sytuacji
zewnętrznego zagrożenia, ale to zewnętrzne zagrożenie, ten wróg,
którego sami na siłę sobie szukamy, naprawdę może być zbyt wysoką ceną,
jaką przyjdzie nam zapłacić za narodową zgodę… Spróbujmy czasem dogadać
się przy piwie. Taniej bezpieczniej i przyjemniej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)