Broń w domu, czyli mieć czy nie mieć

Cztery lata temu, w lipcu 2008 roku policja zarekwirowała, należącą do
majora Waldemara Nowakowskiego, weterana Armii Krajowej, powstańca
warszawskiego, inwalidę wojennego, kolekcję broni. 79-letni weteran
przez ponad 50 lat zbierał starą broń z czasów II wojny i lat
wcześniejszych. Jego okazała kolekcja eksponowana była w szkołach lub u
majora w domu, gdzie zbiory oglądały nawet zorganizowane wycieczki.
Major posiadał zaświadczenie, wydane jeszcze w okresie PRL przez Milicję
Obywatelską, że posiadane eksponaty nie są bronią.
Walka o odzyskanie kolekcji trwała 4 lata
i oparła się o Trybunał Praw Człowieka w Strassburgu, który w 2012 roku
nakazał zwrot skonfiskowanych eksponatów. Realizacja wyroku trybunału,
trwała z jakichś powodów, kolejne dwa lata i major Nowakowski odzyskał
swoją kolekcje dopiero kilka miesięcy temu.
Przypadek majora
Nowakowskiego i jego kolekcji to doskonały przykład jak wielki w Polsce
panuje lęk przed posiadaniem przez obywateli broni palnej. Nawet, jeżeli
są to jedynie pozbawione jakichkolwiek cech użytkowych
kilkudziesięcioletnie eksponaty muzealne. Od zakończenia II wojny
światowej polskie społeczeństwo było nie tylko sukcesywnie rozbrajane i
pozbawiane jakiegokolwiek dostępu do broni palnej, ale również dość
skutecznie przekonywane przez rządzących wówczas Polską, iż broń palna
zwykłemu obywatelowi jest najzupełniej niepotrzebna, zbędna, a wręcz
jest dla niego zagrożeniem. W rezultacie wyrosły pokolenia przekonane,
że broń palna w zwykłym domu to coś, co ogląda się jedynie w filmach.
Broń w rękach praworządnego obywatela stała się w świadomości społecznej
abstrakcją. Daliśmy się rozbroić nie tylko fizycznie, ale również
mentalnie.
Efekt? W ilości posiadanej broni palnej na 100
mieszkańców, Polska jest na 142. miejscu na świecie. To 36. lokata… od
końca! Na 100 Polaków przypada 1,3 sztuki broni. Z naszych bezpośrednich
sąsiadów słabiej uzbrojeni są jedynie Litwini (0,7 sztuki broni na 100
obywateli). Więcej broni znajdziemy oczywiście u Rosjan (8,6 sztuki
broni na 100 obywateli), Niemców (aż 30,3), Czechów (16,3), a nawet
Białorusinów (7,3). Według stanu z 2006 roku Siły Zbrojne RP posiadały
2257500 sztuk broni palnej (suma wszystkiego, wliczono także karabiny
wyprodukowane w okresie II wojny światowej). Pozwala to na wydanie, w
razie wojny, jednej sztuki broni na osobę ok. 9 proc. ludności Polski, w
wieku produkcyjnym.
Mimo nowelizacji Ustawy o broni i amunicji
oraz odradzającej się powoli świadomości obywateli w temacie dostępu do
broni palnej jest to wciąż niejako temat tabu. Zdobycie pozwolenia na
broń przez praworządnego, niekaranego, zdrowego psychicznie obywatela,
mimo iż teoretycznie możliwe, wymaga nadal sporych pieniędzy,
wytrwałości, cierpliwości oraz szczęścia.
Leży również edukacja w
zakresie dostępu oraz użytkowania broni palnej. Liga Obrony Kraju
zajmuje się przede wszystkim… kursami na prawo jazdy, reaktywowane
Bractwa Kurkowe to raczej grupy rekonstrukcji historycznej, a mój
nauczyciel od przysposobienia obronnego w liceum nazwał swój przedmiot
„Przysposobienie Obronne (Obrona Cywilna)” i skupiwszy się na tym drugim
członie nazwy szkolił nas z wiązania temblaków. Broni nie widzieliśmy
nawet na zdjęciu. Nie wiem jak to wygląda teraz (moje lata licealne to
połowa lat 90-tych XX wieku), ale wątpię, aby na lekcjach uczniowie
uczyli się rozkładać i składać AKMS jak to ma miejsce w Rosji.
Nikt
przy zdrowych zmysłach oczywiście nie oczekuje (jak to sugerują
przeciwnicy dostępu do broni) wprowadzenia w Polsce regulacji na wzór
amerykański. Inna kultura, inne tradycje, inny świat. Nikt nie ma
zamiaru paradować z Glockiem w kaburze przy pasie podczas zakupów w
Biedronce czy wozić karabinu w olstrze przy motocyklu. Nikt również nie
neguje konieczności ustawowego regulowania i kontroli dostępu do broni
palnej. To w końcu nie jest wędka, rower czy siatka na motyle. Nie widzę
jednak powodu, dla którego praworządny obywatel, który spełni wszelkie
wymagania nie mógł w trybie administracyjnym otrzymać pozwolenia i kupić
sobie pistoletu czy karabinu w celach sportowych, rekreacyjnych czy dla
obrony.
Instytucję pozwolenia na broń na terenach Polski
wprowadzili zaborcy. Jednakże nawet oni rozumieli konieczność posiadania
przez zniewolonych i wiecznie wywołujących powstania Polaków broni do
polowań czy samoobrony. Carska Rosja w obliczu wzrastającej
przestępczości i rosnącej liczby napadów i rozbojów na terenie Królestwa
Polskiego zliberalizowała w 1906 roku przepisy odnośnie posiadania
broni. Polacy mogli bez pozwoleń kupować rewolwery i amunicje do nich,
natomiast posiadacze zezwoleń mogli kupować każdą dostępną broń.
Po
odzyskaniu niepodległości przez Polskę zachowana została instytucja
„pozwolenia na broń”. Niemniej jednak była to decyzja administracyjna,
wydawana przez starostę w oparciu o opinię policji. W praktyce uzyskanie
pozwolenia na broń nie było kłopotliwe dla nikogo, kto nie był
skazanym, włóczęgą, alkoholikiem, narkomanem czy chorym psychicznie.
Jako
ciekawostkę można przytoczyć tutaj przypadek ojca, wspomnianego przeze
mnie na początku, majora Nowakowskiego. Otóż kapitan Władysław
Nowakowski (późniejszy major AK o pseudonimie „Żubr”) napadnięty w
Warszawie przez bandytę postrzelił go. Po kilku dniach kapitana
odwiedził prokurator, który chciał go tylko zapytać, czy pan kapitan
zamierza złożyć prywatną skargę na napastnika.
Szerszy dostęp
obywateli do broni palnej to również korzyść dla krajowego przemysłu
obronnego. W chwili obecnej, przy tak znikomej ilości broni posiadanej
przez Polaków cywilny rynek broni praktycznie nie istnieje. Fabryki
takie jak radomski „Łucznik” muszą liczyć albo na zamówienia Wojska
Polskiego, albo sprzedawać broń za granicę (przy wielu obostrzeniach
regulujących międzynarodowy handel bronią), albo próbować przebić się na
cywilnych rynkach zagranicznych. Szerszy dostęp Polaków do broni
palnej, to więc także szansa dla rodzimego przemysłu.
Posiadanie
broni palnej wiąże się z dużą odpowiedzialnością. Wymaga sporej wiedzy i
znajomości zasad bezpieczeństwa. Uczy ludzi kultury obchodzenia się z
bronią palną i szacunku do niej. Buduje świadomość obywatelską. Nie
zwiększy może, w jakiś znaczący sposób, potencjału obronnego kraju, ale
dzięki szerszemu dostępowi do broni, a tym samym do wszelkiego rodzaju
szkoleń i kursów strzeleckich tworzymy społeczeństwo świadome,
odpowiedzialne, obyte z bronią i przygotowane do jej użycia w obronie
Ojczyzny. Japoński admirał Isoroku Yamamoto powiedział kiedyś: „Inwazja
na Stany Zjednoczone zakończy się porażką, bo każdy Amerykanin ma w domu
broń i każdy z tych domów stanie się twierdzą.” W Polsce tych twierdz
prawie nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz