wtorek, 8 lipca 2014

Broń w domu, czyli mieć czy nie mieć

Cztery lata temu, w lipcu 2008 roku policja zarekwirowała, należącą do majora Waldemara Nowakowskiego, weterana Armii Krajowej, powstańca warszawskiego, inwalidę wojennego, kolekcję broni. 79-letni weteran przez ponad 50 lat zbierał starą broń z czasów II wojny i lat wcześniejszych. Jego okazała kolekcja eksponowana była w szkołach lub u majora w domu, gdzie zbiory oglądały nawet zorganizowane wycieczki. Major posiadał zaświadczenie, wydane jeszcze w okresie PRL przez Milicję Obywatelską, że posiadane eksponaty nie są bronią.

Walka o odzyskanie kolekcji trwała 4 lata i oparła się o Trybunał Praw Człowieka w Strassburgu, który w 2012 roku nakazał zwrot skonfiskowanych eksponatów. Realizacja wyroku trybunału, trwała z jakichś powodów, kolejne dwa lata i major Nowakowski odzyskał swoją kolekcje dopiero kilka miesięcy temu.

Przypadek majora Nowakowskiego i jego kolekcji to doskonały przykład jak wielki w Polsce panuje lęk przed posiadaniem przez obywateli broni palnej. Nawet, jeżeli są to jedynie pozbawione jakichkolwiek cech użytkowych kilkudziesięcioletnie eksponaty muzealne. Od zakończenia II wojny światowej polskie społeczeństwo było nie tylko sukcesywnie rozbrajane i pozbawiane jakiegokolwiek dostępu do broni palnej, ale również dość skutecznie przekonywane przez rządzących wówczas Polską, iż broń palna zwykłemu obywatelowi jest najzupełniej niepotrzebna, zbędna, a wręcz jest dla niego zagrożeniem. W rezultacie wyrosły pokolenia przekonane, że broń palna w zwykłym domu to coś, co ogląda się jedynie w filmach. Broń w rękach praworządnego obywatela stała się w świadomości społecznej abstrakcją. Daliśmy się rozbroić nie tylko fizycznie, ale również mentalnie.

Efekt? W ilości posiadanej broni palnej na 100 mieszkańców, Polska jest na 142. miejscu na świecie. To 36. lokata… od końca! Na 100 Polaków przypada 1,3 sztuki broni. Z naszych bezpośrednich sąsiadów słabiej uzbrojeni są jedynie Litwini (0,7 sztuki broni na 100 obywateli). Więcej broni znajdziemy oczywiście u Rosjan (8,6 sztuki broni na 100 obywateli), Niemców (aż 30,3), Czechów (16,3), a nawet Białorusinów (7,3). Według stanu z 2006 roku Siły Zbrojne RP posiadały 2257500 sztuk broni palnej (suma wszystkiego, wliczono także karabiny wyprodukowane w okresie II wojny światowej). Pozwala to na wydanie, w razie wojny, jednej sztuki broni na osobę ok. 9 proc. ludności Polski, w wieku produkcyjnym.

Mimo nowelizacji Ustawy o broni i amunicji oraz odradzającej się powoli świadomości obywateli w temacie dostępu do broni palnej jest to wciąż niejako temat tabu. Zdobycie pozwolenia na broń przez praworządnego, niekaranego, zdrowego psychicznie obywatela, mimo iż teoretycznie możliwe, wymaga nadal sporych pieniędzy, wytrwałości, cierpliwości oraz szczęścia.

Leży również edukacja w zakresie dostępu oraz użytkowania broni palnej. Liga Obrony Kraju zajmuje się przede wszystkim… kursami na prawo jazdy, reaktywowane Bractwa Kurkowe to raczej grupy rekonstrukcji historycznej, a mój nauczyciel od przysposobienia obronnego w liceum nazwał swój przedmiot „Przysposobienie Obronne (Obrona Cywilna)” i skupiwszy się na tym drugim członie nazwy szkolił nas z wiązania temblaków. Broni nie widzieliśmy nawet na zdjęciu. Nie wiem jak to wygląda teraz (moje lata licealne to połowa lat 90-tych XX wieku), ale wątpię, aby na lekcjach uczniowie uczyli się rozkładać i składać AKMS jak to ma miejsce w Rosji.

Nikt przy zdrowych zmysłach oczywiście nie oczekuje (jak to sugerują przeciwnicy dostępu do broni) wprowadzenia w Polsce regulacji na wzór amerykański. Inna kultura, inne tradycje, inny świat. Nikt nie ma zamiaru paradować z Glockiem w kaburze przy pasie podczas zakupów w Biedronce czy wozić karabinu w olstrze przy motocyklu. Nikt również nie neguje konieczności ustawowego regulowania i kontroli dostępu do broni palnej. To w końcu nie jest wędka, rower czy siatka na motyle. Nie widzę jednak powodu, dla którego praworządny obywatel, który spełni wszelkie wymagania nie mógł w trybie administracyjnym otrzymać pozwolenia i kupić sobie pistoletu czy karabinu w celach sportowych, rekreacyjnych czy dla obrony.

Instytucję pozwolenia na broń na terenach Polski wprowadzili zaborcy. Jednakże nawet oni rozumieli konieczność posiadania przez zniewolonych i wiecznie wywołujących powstania Polaków broni do polowań czy samoobrony. Carska Rosja w obliczu wzrastającej przestępczości i rosnącej liczby napadów i rozbojów na terenie Królestwa Polskiego zliberalizowała w 1906 roku przepisy odnośnie posiadania broni. Polacy mogli bez pozwoleń kupować rewolwery i amunicje do nich, natomiast posiadacze zezwoleń mogli kupować każdą dostępną broń.

Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę zachowana została instytucja „pozwolenia na broń”. Niemniej jednak była to decyzja administracyjna, wydawana przez starostę w oparciu o opinię policji. W praktyce uzyskanie pozwolenia na broń nie było kłopotliwe dla nikogo, kto nie był skazanym, włóczęgą, alkoholikiem, narkomanem czy chorym psychicznie.

Jako ciekawostkę można przytoczyć tutaj przypadek ojca, wspomnianego przeze mnie na początku, majora Nowakowskiego. Otóż kapitan Władysław Nowakowski (późniejszy major AK o pseudonimie „Żubr”) napadnięty w Warszawie przez bandytę postrzelił go. Po kilku dniach kapitana odwiedził prokurator, który chciał go tylko zapytać, czy pan kapitan zamierza złożyć prywatną skargę na napastnika.

Szerszy dostęp obywateli do broni palnej to również korzyść dla krajowego przemysłu obronnego. W chwili obecnej, przy tak znikomej ilości broni posiadanej przez Polaków cywilny rynek broni praktycznie nie istnieje. Fabryki takie jak radomski „Łucznik” muszą liczyć albo na zamówienia Wojska Polskiego, albo sprzedawać broń za granicę (przy wielu obostrzeniach regulujących międzynarodowy handel bronią), albo próbować przebić się na cywilnych rynkach zagranicznych. Szerszy dostęp Polaków do broni palnej, to więc także szansa dla rodzimego przemysłu.

Posiadanie broni palnej wiąże się z dużą odpowiedzialnością. Wymaga sporej wiedzy i znajomości zasad bezpieczeństwa. Uczy ludzi kultury obchodzenia się z bronią palną i szacunku do niej. Buduje świadomość obywatelską. Nie zwiększy może, w jakiś znaczący sposób, potencjału obronnego kraju, ale dzięki szerszemu dostępowi do broni, a tym samym do wszelkiego rodzaju szkoleń i kursów strzeleckich tworzymy społeczeństwo świadome, odpowiedzialne, obyte z bronią i przygotowane do jej użycia w obronie Ojczyzny. Japoński admirał Isoroku Yamamoto powiedział kiedyś: „Inwazja na Stany Zjednoczone zakończy się porażką, bo każdy Amerykanin ma w domu broń i każdy z tych domów stanie się twierdzą.” W Polsce tych twierdz prawie nie ma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz