Wojenna fikcja kontra książkowa rzeczywistość
Stare
powiedzenie mówi, że to życie pisze najlepsze historie. Żadna historia
wymyślona przez pisarza czy też scenarzystę nie jest w stanie dorównać
temu, co przynosi rzeczywistość. Czasami jednak bywa odwrotnie i to
scenariusze powstałe w głowie pisarza trafiają na pierwsze strony gazet i
do serwisów informacyjnych.
Po
atakach z 11 września 2001 roku ciężko było mi się oprzeć wrażeniu, że
motyw z wykorzystaniem samolotu pasażerskiego, jako latającej bomby, nie
jest taki oryginalny i że gdzieś już się z nim spotkałem. Tak, było to
na kartach książki, która, gdy ją czytałem, była traktowana jako
political fiction. Mam tu na myśli „Dekret” autorstwa nieżyjącego już
klasyka gatunku Toma Clancy’ego. To na jej kartach pilotowany przez
samobójcę Boening 747 uderza w gmach Kongresu Stanów Zjednoczonych,
zabijając kongresmenów, senatorów oraz Prezydenta USA. Według tego, co
udało się ustalić po 11 września, samolot, który rozbił się na polach
Pensylwanii - United Airlines Lot 93, zmierzał właśnie w kierunku
Kapitolu. Tom Clancy „Dekret” napisał w 1996 roku, a więc na 5 lat przez
zamachem na WTC.
Ponowne
deja vu przeżyłem, gdy rozpoczęły się zamieszki i demonstracje na
kijowskim Majdanie, a następnie zajęcie Krymu przez Rosję i wojna domowa
na zachodzie Ukrainy. Jako żywo przypominało to wydarzenia opisywane w
dwóch książkach – „Czerwonej Apokalipsie” Vladimira Wolffa oraz w
„Drodze służbowej”, wydanej w 1993 roku powieści amerykańskiego pisarza
Dale’a Browna. Co do tej drugiej pozycji, to mam szczerą i gorącą
nadzieję, że do opisywanej w niej eskalacji konfliktu rosyjsko –
ukraińskiego nigdy nie dojdzie. Autor bowiem kreśli przed nami dość
sugestywną wizję otwartego konfliktu zbrojnego między Rosją i Ukrainą.
Konfliktu, w który wciągnięta zostaje Turcja oraz Stany Zjednoczone, a
na ukraińskie bazy i miasta spadają bomby nuklearne.
Ludzka
natura, wrodzona ciekawość oraz skłonność do wiecznego zastanawiania
się: „Co by było gdyby?” sprawiają, że książki wojenne z gatunku
political fiction, cieszą się tak dużą popularnością. Historie w nich
opisywane (jak na przykład hipotetyczna wojna polsko-białoruska w
„Stalowej kurtynie”) wciągają nie tylko czytelnika spragnionego mocnych
wrażeń, czy też wszelkiego rodzaju i gatunku fanów uzbrojenia i
militariów, ale również tych, których takie opowieści skłaniają do
odrobiny refleksji (oczywiście w ramach przyjętej konwencji fikcyjnej
opowieści) i wzbudzają w nich chęć stawiania hipotez oraz zadawania
pytań.
Książki
te mają jeszcze jedną zaletę. Akcja większości z nich dzieje się
współcześnie, w świecie, który wszyscy dobrze znamy, a alternatywny do
realnego tok wydarzeń sprawia jedynie, że opowiadane historie stają się
jeszcze bardziej wciągające dla czytelnika, który łatwo identyfikuje się
z bohaterami i postaciami drugoplanowymi takich wydarzeń. Przykładem
może tu być zarówno wspomniana wcześniej „Stalowa kurtyna” (oraz cały
cykl, który ta powieść zapoczątkowała), jak i pewna książka, która, mimo
że przeczytana przed laty, zapadła mi dość dobrze w pamięć. Może
dlatego, że była to pierwsza z powieści political fiction,w której
opisywana „alternatywna rzeczywistość” tak bardzo dotyczyła Polski. Mam
tu na myśli wydany w 1993 roku „Kocioł” Larry’ego Bonda. Historię
rozpadu Unii Europejskiej i NATO oraz agresji nowo powstałej
Konfederacji Europejskiej złożonej z Niemiec i Francji na Polskę. Dziś
brzmi to jak bajka, ale zapewniam, że czytało się to z zapartym tchem.
Jednak,
jak już wspomniałem na początku, fikcja literacka, jak by nie była
sugestywną, inspirująca oraz wciągającą, nigdy nie doścignie w swej
złożoności rzeczywistości i historii, które tylko los potrafi nam
zgotować. Literatura wojenna zawsze obfitowała w spisywane czy też
dyktowane wspomnienia weteranów, uczestników walk, bitew oraz mniej lub
bardziej tajnych operacji. Historie te bez wątpienia fascynujące, pełne
bohaterstwa, poświecenia, odwagi czy też refleksji nad okrucieństwem
wojny muszą być jednak w tak samo fascynujący sposób opowiedziane
czytelnikowi, aby spełniły swoją rolę. Niestety nie zawsze to się udaje i
mimo szczerych chęci autorów, czy też uczestników wydarzeń, powstają
niejednokrotnie grafomańskie dziełka w rodzaju „Komandosa” Richarda
Marcinki, człowieka o niezaprzeczalnych zasługach dla współczesnych
działań i operacji specjalnych, a kreującego się w swojej książce na
ostatniego bufona rodem z komiksu.
Z
wielu książek, które powstały jako wspomnienia czy też autobiografie
żołnierzy biorących udział w wojnach, interwencjach czy operacjach o
charakterze bojowym na szczególna uwagę na pewno zasługuje
autobiograficzna książka pilota śmigłowca podczas wojny wietnamskiej,
Roberta Masona – pod tytułem: „Powiedz, że się boisz”. Pozycja napisana
jest bardzo plastycznym językiem, tak że niekiedy sceny bitew same stają
przed oczyma, w dodatku nie ma tu typowego dla amerykańskiej kultury
bohaterstwa i kozactwa.
O
wywołanej atakami na WTC wojnie z terroryzmem powstało wiele książek.
Lepszych i gorszych. Paradoksalnie te lepsze wcale nie zostały napisane
jako stricte wspomnienia z wojny (świetnym przykładem jest tu pozycja
„The Mission, The Men and Me” byłego dowódcy DELTA Force, Petera
Blabera), a opowieści o zwykłych ludziach rzuconych w wir niezwykłych
wydarzeń. Większość „wojennych pamiętników” napisali (lub podyktowali)
byli żołnierze Navy SEALs (opowiadany jest nawet żart, że umiejętność
pisania książek stanie się wkrótce obowiązkowym elementem szkolenia
Naval Special Warfare) i prawie każda z nich zawiera obowiązkowo opis
szkolenia BUD/S oraz Piekielnego Tygodnia, co po drugiej i trzeciej
przeczytanej pozycji zaczyna się robić nużące. Jako świetny przykład
mogą tutaj służyć dwie najbardziej znane wszystkim opowieści: „Cel
snajpera” Chrisa Kyle’a oraz „Przetrwałem Afganistan” Marcusa Lutrella. Obydwie pozycje napisane przez, bez wątpienia świetnych żołnierzy,
doskonale wyszkolonych i przygotowanych do wojny. Kochających swój kraj i
wierzących w to, o co walczą. Ludzi bez wątpienia szlachetnych i
oddanych ojczyźnie. Ludzi, którzy… nie powinni pisać książek.
Z
drugiej jednak strony, gdyby nie te książki, nie dowiedzielibyśmy się o
wielu sprawach i wydarzeniach i nie poznalibyśmy nazwisk wielu cichych
bohaterów wojny z terroryzmem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz